Wtorkowa informacja o rezygnacji Zbigniewa Smółki ze stanowiska trenera Moto-Jelcza spowodowała duże poruszenie i wywołała wiele spekulacji. O powody decyzji zapytaliśmy u źródła i zaskoczenia nie ma, bo Smółka już podczas zimowej rozmowy z naszym portalem alarmował, że klub obiera kurs w niewłaściwym kierunku.
– Przymierzałem się do tej decyzji od roku, ale w końcu coś się ulało. Jak nie mam satysfakcji z pracy, nie mogę wpłynąć na rozwój zespołu i pasja przestaje sprawiać mi przyjemność, to wszystko traci sens. Do pewnego momentu zachęcałem, naciskałem, ale dobrnąłem do ściany. Skoro ze strony zarządu i władz miasta nie było żadnego szacunku, do tego co robię, podjąłem decyzję, że odchodzę. Żal mi tylko chłopaków, kilku kibiców, którzy dużo mi pomagali oraz asystenta, którym bardzo dziękuję. Oczywiście trzymam kciuki, bo ta drużyna może jeszcze wiele zdziałać. Chłopcy są doświadczeni, świadomi, dobrze przygotowani i wiem, że dadzą sobie radę – przybliża powody odejścia doświadczony trener.
Kibice mocno wstawili się za trenerem, który zostawił w Moto-Jelczu spory kawałek serca i wzięli na języki osoby zarządzające klubem oraz miastem. W podobnym tonie wypowiada się nasz rozmówca i jak zaznacza- w Moto-Jelczu musi dojść do trzęsienia ziemi, bo tylko ono może wyciągnąć oławian z organizacyjnego marazmu.
– Sytuacja w klubie jest tragiczna. Nie ma szacunku do wykonywanej pracy, nie ma nawet z kim rozmawiać i ten klub potrzebuje gruntownej przebudowy, by zacząć odpowiednio funkcjonować. Wierzę, że moja decyzja w tym pomoże, bo jakość sportowa tego zespołu zdecydowanie przewyższa organizację i zainteresowanie klubem. Jeśli władze oraz miasto tego nie zrozumieją, to poważnej piłki w Oławie nigdy nie będzie.
Zbigniew Smółka przyznał, że w Moto-Jelczu są ludzie nie mający problemu z tkwieniem w marazmie, bo do szczęścia wystarcza im pobieranie profitów za swoją pracę, więc z całą pewnością decyzja trenera, który nie boi się wyrażać swojego zdania będzie niektórym na rękę.
Sprawa Moto-Jelcza to jedno, ale trzeba przyznać, że Koleje Dolnośląskie IV liga traci nietuzinkową postać. Ze strony medialnej Smółka zawsze gwarantował coś ekstra. Zamiast banałów i utartych sloganów – celne spostrzeżenie albo mocniejsza wypowiedź. Ale przede wszystkim rozgrywki opuszcza dobry fachowiec. Jedyny trener, który mógł się pochwalić pracą na trzech najwyższych szczeblach w kraju czy zdobyciem Superpucharu.
Powrót na ławkę niespełna 52- letniego szkoleniowca jest raczej pewny, a on sam przyznaje, że z chęcią wszedłby w jakiś ambitny projekt.
– Ja kocham pracę trenera. Wiele propozycji odrzuciłem, bo ze względu na rodzinę i na to, że w piłce widziałem chyba wszystko, wiem jak ona wygląda nie chcę zmieniać miejsca zamieszkania. Musiałby to być klub, do którego mógłbym dojeżdżać, ale przede wszystkim z planem na siebie. Zobaczymy czy pojawi się jakaś ciekawa oferta z wizją rozwoju klubu, z pomysłem na moją trudną osobowość, która będzie dążyła by sprofesjonalizować pewne rzeczy. Na razie jednak odpoczywam, będę jeździł na mecze, będę miał wolny weekend by wyjechać z rodziną. Z jednej strony to pasja, ale z drugiej bardzo duże zobowiązanie, dlatego teraz nadrobię to, na co wcześniej brakowało czasu – zdradza najbliższe plany trener Smółka.
O tych nieco dalszych już rozpoczęto dyskusje, a lista klubów, z którymi łączony jest były trener Moto-Jelcza powoli się zapełnia. Na pierwszy ogień wybory najbardziej oczywiste czyli WKS Wierzbice, z którego przed kilkoma dniami zrezygnował Jacek Fojna oraz Karkonosze Jelenia Góra. W beniaminku III ligi krzesło Jacka Kołodziejczyka jest podobno coraz gorętsze, a piątkowy mecz ze Ślęzą Wrocław może skutkować roszadami.
Czy słusznie? To temat na inną dyskusję, ale po meczu w Jędrzychowicach trudno nie odnieść wrażenia, że następca Mateusza Baszaka jest zdecydowanie słabszy, a następcy Łukasza Sierpiny w sumie nie widzieliśmy. Inna sprawa, że Karkonosze na tle zespołu z Klasy Okręgowej wypadły po prostu fatalnie.
